Pani Karolina podzieliła się przykrą sytuacją ze szpitala przy ul. Jaczewskiego. Opieka zdrowotna znów pogłębia się w paraliżu.
Niniejszy list nadesłana pani Karolina z Lublina.
Wczoraj z zaprzyjaźnioną sąsiadką pojechałam ze skierowaniem do szpitala, z powodu problemów kardiologicznych do placówki przy ul. Jaczewskiego. Jest to pacjentka z migotaniem serca, skierowana przez swojego lekarza prowadzącego na umiarowienie rytmu serca. Kobieta zazwyczaj leczy się w szpitalu przy ul. Grenadierów, jednak w obecnych czasach ten szpital jest przeznaczony tylko dla pacjentów z Covid, wiec lekarz powiedział przy wypisywaniu skierowania, by udała się do placówki przy ul. Jaczewskiego.
Po przyjeździe na miejsce pacjentka ustawiła się w kolejce do kontenera, w którym pracownicy robią wnikliwą selekcję, czy dany pacjent dostąpi zaszczytu przyjęcia czy tez nie (swoją droga uwłaczające jest to przyjmowanie w kontenerach). Sąsiadka grzecznie zajęła kolejkę w której spędziła godzinę, jednak mimo migotania nie została przyjęta do placówki. Zdenerwowana gorączkowo myślałam gdzie ja zawieźć, bo odmowę to i owszem otrzymała, ale już wskazówek co dalej żadnych!
Zastanawia mnie też fakt, dlaczego gdy w szpitalu robią zabieg to musimy często podpisać dokument, że szpital nie bierze odpowiedzialności jak coś pójdzie nie tak. Gdy chcemy wypisać się na swoje zadanie lub po prostu nie zgadzamy się na hospitalizacje również podpisujemy o tym deklarację. A w wypadku gdy pacjent, który wiele lat płacił składki otrzymuje odmowę przyjęcia do szpitala wychodzi z pustymi rękami, dlaczego nikt nie wydaje dokumentu, że pacjentowi odmówiono pomocy?! Całą sytuacją czuję się sfrustrowana, gdyż zapewne „służba zdrowia” oczekuje, że taka osoba pójdzie prywatnie do lekarza i zapłaci za wizytę, a wtedy jak potrzeba hospitalizacji lekarz z prywatnego gabinetu weźmie ja na oddział.
Lekarze w Polsce nastawieni są tylko na zysk, przyjmują pełna para w gabinetach prywatnych, bo tam covida już nie ma. A z publicznych placówek robią sobie prywatny folwark! Nie mam na celu tu obrażania ludzi, którzy pracują w ochronie zdrowia bo wszyscy ratownicy, pielęgniarki, salowe, ludzie którzy trzymają to bagno w ryzach, pracują za marne grosze i często z wielkim poświeceniem. Natomiast chciałabym wywołać dyskusje o tym co się dzieje.
Dlaczego mam obowiązek płacenia składek, a ktoś nie ma obowiązku udzielenia mi pomocy? Dlaczego każda wizyta musi być prywatnie za ciężkie pieniądze? I jak to jest, że na NFZ już przed epidemią na wizytę do specjalisty czekało się często wiele miesięcy, a prywatnie można było mimo wielu innych chętnych dostać się natychmiast. Dlaczego jeżeli jeden szpital nie ma miejsca to pacjent nie otrzymuje wskazówek co robić dalej i gdzie się udać, tylko sam musi szukać gdzie go łaskawie przyjmą?
Dlaczego nikt z tak wielu posłów nie interesuje się tematem służby zdrowia, której jak widać z wyżej opisanej historii nie ma? A media? Napędzają covidową machinę, codziennie publikując liczbę zachorowań i zgonów, a o patologiach, z jakimi spotykają się ludzie nie wspominają ani słowa, bo jak dla mnie powinni dodać trzecia rubrykę: jak zgon już nie tylko na covid, ale tez przez covid .