Mimo, że jeszcze nie istniał, to historia polskiego czołgu zaczyna się w 1930 roku, gdy Polska kupuje od Brytyjczyków 38 vickersów E, a Państwowe Zakłady Inżynieryjne otrzymują zadanie skonstruowania nowego czołgu na podstawie konstrukcji z wysp. Wkrótce opracowano projekt, którzy otrzymuje swojską brzmiącą nazwę Vickers Armstrong Ursus.
Nasz nowy czołg miał być napędzany szwajcarskim silnikiem Saurer o mocy 100KM, jednak okazał się on zbyt wadliwy. Nawiasem mówiąc problem z zakupem silników do czołgów był bardzo poważny. Polska strona bywała oszukiwana lub odmawiano jej sprzedaży, łączyło się to z polityką niedrażnienia Hitlera przez państwa zachodnie. Ostatecznie w 7tp zamontowano produkowany w Polsce na szwajcarskiej licencji Saurer VBLDb. Był to silnik diesla o mocy 110 KM. Warto zaznaczyć, że czołg miał wysoki standard bezpieczeństwa, ponieważ silnik był umieszczony poza kabiną załogi.
Pierwszy prototyp powstał 5 lat przed wojną, w 1934 roku. Czołg otrzymał pancerz grubości 17 mm, co po prostu musiało skutkować zabiegami mającymi na celu wzmocnienie zawieszenia. Jak pokazały testy, polskim inżynierom się udało, ponieważ 7TP znacznie lepiej pokonywał przeszkody niż jego protoplasta.
Prototyp został przyklepany i w 1935 roku rozpoczęła się produkcja pierwszej partii czołgów. 7TP wytwarzany był w dwóch wariantach: jednowieżowej i dwuwieżowej. Wersja jednowieżowa została wyposażona, może nie potężne, ale bardzo skuteczne 37 mm działo Boforsa wzór 36. Pocisk wystrzelony z tego działa był w stanie przebić pancerz grubości 40 mm z odległości 100 metrów. Na nasze szczęście, najciężej opancerzonym czołgiem z początku II wojny światowej był Panzerkampfwagen 4, chroniony tylko przez 30 mm, w dodatku to nie na nich była oparta agresja III Rzeszy. Z działem sprzężony był karabin maszynowy Browning wz. 30 7,92 mm. Uzbrojenie czołgu było obsługiwane przez dowódcę, co niestety było wadą pojazdu, ale i tak w porównaniu do obsługi lekkich czołgów francuskich, nasi rodacy w 7TP czuli się jak na wakacjach. Wersja dwuwieżowa była wyposażona w dwa karabiny Browning 7,92mm, z produkcji tych tanków jednak się wycofano.
Plan był prosty: lekkich czołgów 7TP polska armia miała otrzymać 412, jednak pod koniec lat 30. sytuacja w Europie zmieniała się dosyć dynamicznie. Wojna domowa w Hiszpanii była największym poligonem doświadczalnym przed II wojną światową i bardzo wiele mogła powiedzieć Polakom o nadchodzącym konflikcie. Po stronie komunistów służyło ponad 350 radzieckich czołgów T-26, które tak samo jak 7TP były budowane na podwoziu Vickersa. Ruskie czołgi okazały się łatwym celem dla dział przeciwpancernych hiszpańskich nacjonalistów, co dało do myślenia polskim konstruktorom. Polacy zmniejszyli nakłady na produkcję 7 – tonowych polskich i przesunęli je do produkcji dział przeciwpancernych.
Rozpoczęły się również prace nad wzmocnionym 7TP, który dosyć często dzisiaj jest błędnie nazywany 9TP, jednak nie jest to nazwa nadana przez konstruktorów. Do momentu wybuchu II wojny światowej na pewno był już gotowy projekt. Prawdopodobnie po polskim poligonie jeździły już dwa prototypy, ale jeśli chodzi o pełnoprawne wzmocnione to jestem dosyć sceptyczny. Niektóre publikacje popularnonaukowe twierdzą, że 11 działających dziewiątek było dostarczonych już w trakcie wojny. Jednak, gdy poszperamy, okazuje się, że na ich budowę polskie zakłady inżynieryjne miałyby kilka miesięcy, co jest prawie niemożliwe. Poza tym badanie tego tematu jest o tyle trudne, że jak już wspominałem to ciągle formalnie był 7TP i tak też był opisywany w dokumentach.
Z dniem wybuchu II wojny światowej Polska posiadała 132 czołgi 7TP. Starczyło to na wyposażenie Armii Łódź i Armii Prusy, chociaż w wyniku wrześniowych zmagań polskie lekkie czołgi znalazły się później w Armii Lublin czy w kompanii lekkich czołgów dowództwa obrony Warszawy.