Dziesięć ton polskości – czołg 10TP

W latach dwudziestych i na początku lat trzydziestych państwo niemieckie nie stanowiło dla Polski żadnego zagrożenia. Liczebność wojsk Republiki Weimarskiej było poważnie ograniczone, a Adolf Hitler nawet nie posiadał niemieckiego obywatelstwa. Głównym zagrożeniem dla drugiej RP był Związek Radziecki. Do walki z tym gigantem Wydział Broni Pancernych Departamentu Inżynierii MSW potrzebował nowego czołgu: nowy wóz miał być szybki i zwrotny, aby mógł szybko pokonywać wielkie odległości.

W 1929 roku Czesi przedstawili nam kołowo-gąsienicowy KH-50, całe szczęście jeżdżący kwadrat nie zainteresował polskiej delegacji. Tymczasem po świecie rozniosła się wiadomość o rewolucyjnym wynalazku inżyniera Waltera Christie. Otóż wynalazca opracował zawieszenia czołgowe, które miało być podstawą do konstrukcji czołgów o świetnych osiągach w terenie. Pojazd który skonstruował nazwał M. 1940, aby podkreślić jego nowoczesność.

Do Stanów Zjednoczonych wyruszyła polska delegacja na czele z kapitanem Marianem Rucińskim. Czołg, który został zaprezentowany Polakom  miał układ bezwieżowy i był nieosłonięty od góry. Pojazd miał dwa karabiny maszynowe 7,62 mm, a obsługą zajmowała się załoga złożona z dwóch, maksymalnie trzech osób. Co ważniejsze, czołg mógł poruszać się z prędkością przekraczającą 100 kilometrów na godzinę, a dokładnie 68km/h na gąsienicach i 110 km/h na kołach. Po usłyszeniu tych liczb polska strona zdecydowała się na współpracę.

W 1930 roku pułkownik Kossakowski zlecił kupno jednego egzemplarza M, z wieżą i bez uzbrojenia. Cena za czołg wynosiła 30 000 dolarów, II RP była też skora do wykupienia licencji na czołg pod warunkiem, że ten najpierw zostanie zweryfikowany przez polskie poligony. Niestety, w relacji Christie – Polska coś się popsuło. Podczas zgłoszenia się po odbiór wozu, inżynier odmówił wydania swojego wynalazku, dopóki nie zapłacimy za jego licencję, tym samym łamiąc postanowienia zawartej już umowy. John Walter Christie stwierdził, że Polacy po zabraniu swojego egzemplarza rozkręcą go i skopiują, żeby nie musieć płacić za licencję.

Amerykanin zerwał umowę, a delegacja wróciła do Polski jedynie z folderami reklamowymi i szkicami. Być może Christie miał trochę racji, ponieważ Biuro Badań Technicznych Broni Pancernych po otrzymaniu notatek wzięło się do roboty i zaczęło konstruować własny czołg szybki. Grupa Inżynierów pod nadzorem Rudolfa Gundlacha dawała sobie radę co najmniej zadowalająco. Peryskop odwracalny wynaleziony podczas prac nad czołgiem przez wspomnianego już Gundlacha jest wykorzystywany do dzisiaj.

W 1937 roku do budowy czołgu przystąpił, a jakże, Ursus. Niestety, poważnym problemem było znalezienie silnika dla tak dużego wozu, potrzeba było czegoś o mocy co najmniej 250 koni mechanicznych. Firma American la France reklamowała się posiadaniem takowego, jednak po zakupie jednego z egzemplarzy, okazało się, że reklamy są mocno przesadzone. Silnik był zdecydowanie za słaby i maksymalną prędkoscią jaką mógł wykręcić było 70km/h na kołach. Do tego zadania odpowiedni wydawał się silnik Maybach HL 108 o mocy 300 KM, jednak, jak się domyślacie, był to silnik niemiecki, a był już rok 1938 i Niemcy raczej nie chcieli dozbrajać swoich sąsiadów.

Amerykanin zerwał umowę, a delegacja wróciła do Polski jedynie z folderami reklamowymi i szkicami. Być może Christie miał trochę racji, ponieważ Biuro Badań Technicznych Broni Pancernych po otrzymaniu notatek wzięło się do roboty i zaczęło konstruować własny czołg szybki. Grupa Inżynierów pod nadzorem Rudolfa Gundlacha dawała sobie radę co najmniej zadowalająco. Peryskop odwracalny wynaleziony podczas prac nad czołgiem przez wspomnianego już Gundlacha jest wykorzystywany do dzisiaj.

W 1937 roku do budowy czołgu przystąpił, a jakże, Ursus. Niestety, poważnym problemem było znalezienie silnika dla tak dużego wozu, potrzeba było czegoś o mocy co najmniej 250 koni mechanicznych. Firma American la France reklamowała się posiadaniem takowego, jednak po zakupie jednego z egzemplarzy, okazało się, że reklamy są mocno przesadzone. Silnik był zdecydowanie za słaby i maksymalną prędkoscią jaką mógł wykręcić było 70km/h na kołach. Do tego zadania odpowiedni wydawał się silnik Maybach HL 108 o mocy 300 KM, jednak, jak się domyślacie, był to silnik niemiecki, a był już rok 1938 i Niemcy raczej nie chcieli dozbrajać swoich sąsiadów.