Duchowni byli przez wieki bardzo ważnymi osobami w polskich społecznościach. Dziś pozycja księży jest zdecydowanie gorsza a społeczeństwo często odnosi się negatywnie, a nawet z pogardą do księży. Widać to zwłaszcza w większych miastach, do których niewątpliwie należy Lublin.
Księży kaznodziei, którzy nie boją się wyjść z kościołów z działalnością misyjną jest coraz mniej. Coraz bardziej kapłani obawiają się krytyki ze strony niekatolików. Do tych księży zdecydowanie nie należy ks. Mirosław Matuszny, który co jakiś czas wywołuje poruszenie medialne swą aktywnością. Na początku pandemii chodził w procesji po ulicach Lublina z relikwiami św. Antoniego. Nazywano go „księdzem homofobem z Lublina”. Obecnie prowadzi co miesiąc męski różaniec, w którym za każdym razem biorą udział setki mężczyzn.
Zachęcamy do lektury krótkiego wywiadu z proboszczem parafii pw. Nawrócenia Św. Pawła w Lublinie.
- Jak wyglądał męski różaniec 2 maja w sobotę? Czy różaniec w czasie zarazy ma inny charakter, inną moc niż w czasach powszednich?
Modlitwa zawsze ma ogromną moc. Nie możemy jedynie tej mocy utożsamiać z jakimś zaklęciem, magią. Moc modlitwy płynie wprost ze słów Jezusa, który powiedział, „gdzie dwóch albo trzech zgromadzi się w imię Moje, tam i ja jestem z nimi”. Zatem modlitwa to nie tylko rozmowa, ale to obcowanie z Bogiem. Czas zarazy to niestety w naszych polskich warunkach także czas „epidemii strachu”. Społeczeństwo okazało się być tak zapatrzone w media, że wirtualna rzeczywistość przysłoniła nam tę realną. Ludzie stawiający rzeczowe pytania, próbujący dawać nadzieję, wszystkie gesty, które odbiegały od oficjalnej narracji były przedstawiane jako działanie przeciwko dobru wspólnemu, przeciwko bezpieczeństwu nas wszystkich. Niestety, także w sferze religijnej. Dlatego też Męski Różaniec przez ostatnie dwa miesiące oprócz wypełnienia warunków, jakie płyną z Orędzia Fatimskiego był dla nas wszystkich znakiem nadziei, znakiem poddania się Królowej Polski, Pani Fatimskiej. Czy on różnił się od pierwszego? Owszem. Nie byliśmy na placu Litewskim, ale byliśmy w przestrzeni publicznej Miasta. Wewnątrz kościoła modliła się około 60 osobowa grupa mężczyzn, reszta na Ogródku Maryjnym w bezpośredniej łączności z pozostałymi. To wielka zaleta lokalizacji naszego kościoła. Nie złamaliśmy narzuconego nam reżimu, ale daliśmy świadectwo i zjednoczyli się na modlitwie. No i oczywiście zdjęcia, które obiegły świat. Mężczyźni na kolanach, w maseczkach, ale z różańcami w ręku. Iście wymowny widok. Klęczący żołnierz z zamkniętymi ustami, ale z „bronią” w ręku!
- Dlaczego wspólna modlitwa różańcowa dla mężczyzn jest aż tak istotna? Czemu mężczyźni spotykają się na modlitwie bez kobiet?
Co ciekawe, w naszych kołach różańcowych mamy zdecydowaną większość kobiet. Stąd męski różaniec jest wspaniałą inicjatywą dającą szansę nadrobić naszą nieobecność przy tej modlitwie. Przez całe wieki ze względu na dramatyczną ale też piękną historię naszej Ojczyzny głównie na kobietach spoczywała troska o wychowanie, w tym religijne. Mężczyźni zajęci albo sprawami Ojczyzny, albo represjonowani albo za „Wielką lub Małą Wodą” zarabiający na chleb. Tymczasem w największych religiach świata to mężczyzna odpowiada za życie religijne swojej rodziny. Zatem podkreślę raz jeszcze, nie odpychamy kobiet od różańca. Nadrabiamy naszą nieobecność przy nim. Zaryzykuję nieco przekorne i zarazem żartobliwe stwierdzenie, że tym razem nasi oponenci z „równością” na sztandarach chyba powinni być z nas dumni?
- Czy koronawirus zmienił zachowanie i myślenie parafian? Czy z powodu pandemii Lublinianie traktują wiarę bardziej dojrzale?
To będzie można powiedzieć, kiedy „epidemia strachu” się skończy, o ile się skończy i jeśli wróci życie w formie jakiej znaliśmy je sprzed marca 2020. W każdym razie ze względu na wymuszone na nas restrykcje następuje obecnie „przedefiniowanie parafii”. Obecnie w kościele mamy przede wszystkim tych, których „kolana nie ugięły się przed wirusem”. Ludzi, którzy dzwonili, szukali, prosili. Ludzi, dla których odprawialiśmy dodatkowe msze. Czasem były to pięcioosobowe rodziny. To oni też budują naszą wiarę. Ich wytrwałość jest szczególnym świadectwem w czasach apostazji. Co więcej, słynne już internetowe transmisje to modlitwa z i za naszych parafian. Także tych wirtualnych. To kierowanie słowa także do nich i otoczenie ich naszą miłością i naszymi modlitwami. Teraz mamy frekwencję na około 50 % sprzed marca 2020. Jednak zza masek wyłaniają się nowe twarze. Czasem ludzie sami mówią, że trafili do nas zachęceni naszą postawą w czasie największych ograniczeń.
- Jak ksiądz radzi sobie z wszechobecnym hejtem wylewanym na Kościół? Czy drwiny nie umniejszają motywacji do prowadzenia dalszej działalności misyjnej?
Hejt, czyli nienawiść. Zwłaszcza ta wylewana sprzed szklanego ekranu. Anonimowa i wulgarna. Dyskusja z hejterem to jak dolewanie wody do morza czy mycie osła. Wielu hejterów, czy z tzw. „farm trolli”, czy „pożytecznych idiotów” nie hejtuje, żeby wejść w dialog. To snajperzy strzelający na oślep. Jak sobie radzę? W mediach społecznościowych od razu ban i skupiamy się na tych, którzy chcą rozmawiać. Trzeba rozróżnić oponenta, adwersarza od hejetra czy trolla. Z człowiekiem, z którym różnimy się w opiniach można i warto rozmawiać. Z wzajemnym szacunkiem. Ludzi siejących nienawiść trzeba blokować, aby ta fala zła nie rozlewała się na innych i modlić się za nich o nawrócenie i opamiętanie. Tak jest moja taktyka. Czy mnie to nie zniechęca? Hejt ze strony świata mam niejako wpisany w charakter posługi. Zbawiciel mówił, że jeśli świat nas nienawidzi, mamy pamiętać, że Jego pierwej znienawidził. „Gdybyśmy byli ze świata, świat by nas kochał, jako swoją własność”…
- Jakie plany na przyszłość? Spotkania modlitewne będą się powtarzać czy ma ksiądz pomysł również na inne dotarcie do wiernych?
Planów jest dużo. Niestety, okoliczności życia i posługi – i nie mówię tu tylko o chińskim wirusie – wymuszają niekiedy błyskawiczne reagowanie w inny sposób i wtedy okazuje się, że pięknie zaplanowane, logiczne działania odchodzą na bok. Różaniec w parafii odmawiamy codziennie. Po każdej mszy wieczorowej. Ten w pierwszą sobotę miesiąca według zasad Orędzia Fatimskiego. Jest wtedy duża mobilizacja mężczyzn. To będzie na pewno kontynuowane. Co więcej, czas pokaże. Będzie, co Bóg da.
Dziękuję serdecznie za rozmowę, z Panem Bogiem!
Mój proboszcz!
Homofobiczny klecha, czarnych trzeba zaorać.
Debilka!!
Pomodlę się za was obie…
Obłudnik…nie ma Boga w sercu… krzyżowiec XXI wieku…wstyd…
Puknij się w czółko!!
Heti zamknij sie w końcu, bo robisz się żałosna
Oczywiście, jak zwykle hipokryzja i odwracanie kota ogonem – cały świat jest winny, a bycie księdzem to męczeństwo… Zacznijmy od tego, że zazwyczaj nie jest to hejt, a konstruktywna krytyka, ale łatwiej przypiąć komuś łatke hejtera, co jest idiotyczne, zawszywszy na fakt, że gdy ktoś chce z księdzem matusznym dyskutować i ma na tyle silne argumenty, to ten to po prostu zamyka sie w swojej bańce i go ignoruje. Najwiekszą hipokryzja, jakiej dopuszcza się wyżej wymieniony, jest obrażanie osób heteroseksualnych, właściwie nie potrafi nawet tego usadanić, w każdej społeczności pojawiają sie skrajności i tak jak są źli ludzie w społeczności queer, tak samo wśród księży etc. Ksiądz szczyci się swoimi „kontrowersyjnymi” słowami, po czym nie potrafi wziąć za nie odpowiedzialności, mało kto mówi to na głos, ale księdza parafia bardziej tym cierpi, czego przykładem jest mała liczebność wiernych, wiele ludzi ma po dziurki w nosie szkalowania innych, bo tak – ten kto jest seksualny inaczej jest w księdza oczach wynaturzeniem. Na prawdę jestem szczerze zdumiony, ze znajdują sie ludzie, którzy ślepo bronią księdza, bo uważam, że krzywdzenie innego człowieka, niezależnie od tego w jakiej formie się to robi, jest przeciwne religii i tak jak ksiądz tępi „grzeszników” tak sam się zatraca w grzechu.
Ksiądz homofob mówi o hejcie
W jego nienawiści Boga nie ma