Niniwę przeczytałem już jakiś czas temu, dopiero warsztaty komiksowe w Lublinie, na których spotkałem Jakuba Kijuca, skłoniły mnie do głębszego przyjrzenia się temu numerowi Jana Hardego. Nie chcę wam zdradzać fabuły, ale jeżeli coś mi się wymsknie to z góry przepraszam.
Po długiej nieobecności Jana Hardego, na Ziemi zaszły pewne zmiany. Niniwa, czyli miasto, do którego przybywa jest postapokaliptycznym gruzowiskiem. Muszę przyznać, że styl, w którym rysuje Jakub Kijuc, świetnie nadaje się do przedstawionego nam świata. Dalej będę stał przy stanowisku, że twórca Hardego rysuje brutalnie, co pomaga dostrzec nam brutalną prawdę o moralnym rozkładzie miasta i jego mieszkańców. Nazwa miasta nie jest przypadkowa, komiks dużo czerpie z Księgi Jonasza. Jan Hardy, tak jak prorok Jonasz, ucieka od swojego przeznaczenia, co przysparza mu wielu problemów. „Jan Hardy – Niniwa” każe nam się zastanowić nad swoim działaniem, no bo kim my jesteśmy, żeby kwestionować plan Boga, jak możemy mieć w Jego obliczu jakieś własne interpretacje?
W komiksie powraca również wątek rodziny Jana, pamiętajmy, że od serii „Żołnierz Wyklęty” bohater nie widział swoich dzieci. Niniwa może być czymś bardzo ważnym dla całego universum, dam głowę, że w jednym kadrze jest dwóch Janów Hardych, z czego jeden zdecydowanie nie chce być zauważony.
Komiks jest uzupełniony o „akta” dwóch najpopularniejszych bohaterów ze świata Hardych, także osobom nienawykłym do czytania komiksów będzie łatwiej się we wszystkim połapać. Całym sercem polecam „Niniwę” i czekam na kolejny zeszyt, zwłaszcza, że autor zakończył opowieść w momencie, który domaga się kontynuacji.