39 lat temu, w 1981 roku gen. Wojciech Jaruzelski poinformował Polaków o wprowadzeniu na terenie całego państwa stanu wojennego.
Do historii przeszło przemówienie Jaruzeskiego ze słowami: „ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią”. Celem wojskowej akcji była likwidacja protestów społecznych oraz wstrzymanie procesów demokratyzacyjnych, zainicjowanych w sierpniu 1980 roku przez „Solidarność”.
Co roku 13 grudnia upamiętnia się ofiary reżimu komunistycznego i oddaje cześć więźniom politycznym i działaczom walczącym o wolną Polskę. Odbywają się także inscenizacje historyczne, które na celu mają przybliżenie współczesnym tamtych wydarzeń.
Rozmawiamy z Krzysztofem Kaniewskim, członkiem Bractwa rycerskiego imienia Xięcia Jeremiego Wiśniowieckiego, rekonstruktorem historycznym, odtwórcą oddziałów ZOMO podczas inscenizacji wydarzeń z 13 grudnia na Lubelszczyźnie.
- Skąd u Ciebie zainteresowanie historią?
Myślę, że jest ono we mnie obecnie głównie dzięki mojemu tacie. On także zajmuje się rekonstrukcją i to dzięki niemu zainteresowałem się ruchem rekonstrukcyjnym, czy szeroko pojęta historią.
- Czy w ruchu rekonstrukcyjnym można lepiej poznać historię?
Oczywiście, że tak. Każda impreza rekonstrukcyjna to świetna okazja, żeby dowiedzieć się więcej na temat odtwarzanego wydarzenia, a przede wszystkim zobaczyć jak to naprawdę wyglądało. Poza tym, na wyjazdach poznajemy wielu ciekawych ludzi. Duża część z rekonstruktorów historią zajmuje się zawodowo, więc często dysponują ogromną wiedza.
- W jakich największych imprezach brałeś udział?
Największa impreza, w jakiej brałem udział, to „Vivat Vasa” w Gniewie. Podczas tego wydarzenia, które odbywa się już od 19 lat odtwarzamy bitwę pod Gniewem. Podczas tej bitwy starły się armia polska dowodzona przez Zygmunta III Wazę i armia szwedzka dowodzona przez Gustawa Adolfa, również z dynastii Wazów. Dlatego bitwa była nazywana „bitwa dwóch Wazów” i stąd nazwa – „Vivat Vasa”. Co roku w rekonstrukcji bitwy bierze udział kilkuset rekonstruktorów z różnych krajów, oczywiście Polski, ale także Czech, czy nawet Stanów Zjednoczonych.
- Czy rekonstrukcja może być niebezpieczna? Używacie przecież broni.
Jeśli chodzi o rekonstrukcję XVII – wieczną, używamy najczęściej broni białej, głównie szabli. Oczywiście broń jest zawsze tępa. Poza tym, w Bractwie 2 razy w tygodniu odbywamy treningi szermierki, dzięki czemu wiemy jak bezpiecznie posługiwać się szablą, czy inną bronią. W przypadku broni czarnoprochowej, należy po prostu bardzo uważać, np. żeby nie używać ognia przy prochu, nie znaleźć się na linii strzału itp. Wszystko jest dla ludzi ale i do wszystkiego należy podejść ze zdrowym rozsądkiem.
- Wasza organizacja bierze od lat udział w rekonstrukcjach przypominających wydarzenia stanu wojennego. Co czujesz wcielając się w rolę funkcjonariusza ZOMO?
Widok oddziałów ZOMO często wywołuje skrajne emocje, szczególnie wśród osób, które pamiętają stan wojenny i same brały udział w tamtych wydarzeniach. Znajdujemy się trochę w trudnej sytuacji, ponieważ chcemy jak najbardziej realnie odwzorować tamte wydarzenia, ale przecież nie chodzi o to, żeby zrobić komuś krzywdę. Nie ułatwiają tego odtwarzający demonstrantów, którzy często wychodzą z założenia, że skoro mamy tarcze i pałki, nic nie może nam się stać i trochę za bardzo wczuwają się w rolę. Ale w końcu chodzi o to, żeby pokazać tym, którzy stanu wojennego nie pamiętają jak to wyglądało i myślę, że niezależnie od emocji to nam się udaje.
- Przydarzyło Ci się przeżyć coś zabawnego podczas rekonstrukcji?
Oczywiście, właściwie każdy wyjazd obfituje w wiele zabawnych momentów. Kiedyś, gdy odtwarzaliśmy wspomniane ZOMO, mieliśmy dojechać na miejsce rekonstrukcji zabytkowym autobusem – Jelczem 272 MEX, znanym jako „ogórek”. Niestety, jeden z samochodów na parkingu został zaparkowany w ten sposób, że uniemożliwiał przejazd. Więc żeby przejechać – po prostu go przenieśliśmy. Teraz gdy o tym myślę, wydaje mi się to bardzo śmieszne, choć wtedy byliśmy bardzo zdeterminowani, żeby zdążyć na rekonstrukcję.
- Odtwórstwo historyczne jako element edukacji historycznej – czy gdyby wprowadzono do szkół taki praktyczny aspekt nauki historii to byś się ucieszył?
Wydaje mi się, że możliwość zobaczenia na żywo wydarzeń sprzed lat była by dla uczniów czymś ciekawym i motywującym do nauki historii. Co innego zobaczyć na żywo powiedzmy żołnierza w mundurze z 1939 roku, niż obrazek w książce. To na pewno bardziej zapada w pamięć i robi wrażenie. Konkludując, tak, byłbym zadowolony.
Dziękujemy za rozmowę