Na warcie aż do śmierci. Wspomnienie o żołnierzach antykomunistycznego podziemia

Po zakończeniu II wojny światowej znaczna część żołnierzy polskiego podziemia zdecydowała się pozostać w konspiracji, stając do nierównej walki z Sowietami i ich polskojęzycznymi sługusami.

Polecamy tekst jednego z naszych czytelników, Jarosława Buniowskiego, absolwenta historii na UMCS.

Po latach okrzyknięci Żołnierzami Wyklętymi powoli odzyskują należne im miejsce w pamięci zbiorowej naszego Narodu. Dzień pamięci o tych ludziach, przypadający na 1 marca, to dobry moment na to, aby oddać im cześć i przypomnieć ich dramatyczne losy.

„Jeden okupant odchodzi, drugi przychodzi”

W lipcu 1944 r. wojska sowieckie przekroczyły linie Bugu, a następnie przystąpiły do tworzenia struktur nowej władzy na ziemiach polskich. Już od stycznia tego roku Armia Krajowa prowadziła akcję „Burza”, która polegała na podejmowaniu szeregu działań dywersyjnych i ochronie polskiej ludności cywilnej na terenach do których zbliżała się Armia Czerwona. Okresem przejściowym w dziejach tzw. drugiej konspiracji był etap, który trwał od lipca 1944 r., czyli od momentu wkroczenia Sowietów do jej wymarszu na zachód w styczniu 1945 r. Wypędzenie z ziem polskich wojsk hitlerowskich budziło oczekiwania żołnierzy polskiego podziemia na szybkie zakończenie wojny oraz napawało nadzieją na powrót do normalnego życia.

Nadzieje te szybko zanikły, gdyż Sowieci nie zamierzali pozostawić Polski samej sobie. Nowa władza, działająca pod płaszczykiem Moskwy nie zamierzała zapomnieć o konspiracyjnej przeszłości. W tym samym czasie, gdy oddziały NKWD pacyfikowały niepodległościowe podziemie, komuniści tworzyli własny, scentralizowany system władzy, ograniczając stopniowo swobody obywatelskie. Z kolei podziemie przechodziło problemy wewnętrzne i nie zajęło zdecydowanej pozycji wobec nowych władz. Sprawdziły się słowa wypowiedziane przez Leona Taraszkiewicza ps. „Jastrząb” – „Jeden okupant odchodzi, drugi przychodzi”. W tych okolicznościach wielu nie widziało innego wyjścia z sytuacji, niż powrót do lasu.

Główne akcje zbrojne skierowane były przeciwko administracji komunistycznej. Rozbijano posterunki Milicji Obywatelskiej oraz więzienia, rozstrzeliwano funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, nadgorliwych milicjantów, działaczy partii, współpracowników i agentów nowej władzy. Toczono walki z aparatem bezpieczeństwa oraz pacyfikowano jego zaplecze w terenie.

Jeden z oddziałów Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana” przed bitwą pod Kuryłówką


„Polska tonie w czerwonej powodzi…”

Życie poświęcić warto jest tylko dla jednej idei, idei wolności! Jeśli walczymy i ponosimy ofiary, to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie. Więc rozumiemy, i społeczeństwo rozumie i odpowiednie uznanie wyraża za takie czyny, jakich się dopuścili „Krępy, „Stańczyk”, „Topór”, „Lew”, „Kubuś”, „Dżym” i wielu, wielu innych. Własnoręcznie położyli kres swemu życiu, choć mogli mieć nadzieje ratowania go. Oczywiście perspektywa tortur w lochach UB, w wypadku dostania się w ich ręce, też nie jest ponętna, ale tchórz zgodzi się na wszystko, byle życie ratować. Człowiek idei życiem pogardza!

Z. Broński, Pamiętnik

Nadzieje na rychły wybuch kolejnej wojny okazały się złudne. Nowa władza rozgościła się na dobre, sprawnie wprowadzając nowe reguły na wszystkich płaszczyznach życia. Najistotniejszą przeszkodą w działalności konspiracyjnej pod rządami komunistów była całkowita zmiana warunków działalności. W przeciwieństwie do okupacji niemieckiej gdzie wróg był jasno sprecyzowany, w tym przypadku stosunek większości Polaków do nowego okupanta nie był w pełni określony. Z czasem tragizm położenia żołnierzy antykomunistycznego podziemia nabierał mocy. Aparat terroru, powołany do zwalczania konspiracji był coraz silniejszy. W oddziałach leśnych brakowało amunicji, sprzętu, ubioru i żywności, a społeczeństwo było coraz sceptyczniej nastawione do dalszego oporu zbrojnego. W wymowny sposób opisał to Zdzisław Broński ps. „Uskok”, zapisując na kilka tygodni przed śmiercią, w maju 1949 roku:

„Polska tonie w czerwonej powodzi… Istnieje przysłowie, że tonący brzytwy się chwyta, jakże ono obecnie pasuje do wielu Polaków! Toniemy – a nadzieja, której się chwytamy – pozostaje niestety tylko przysłowiową brzytwą”.

Z pewnością bardziej uderzająca w ludzi nawet o tak silnej osobowości jak „Uskok” była nie tyle trudna sytuacja materialna, co brak nadziei na poprawę swojego położenia. Z miesiąca na miesiąc liczba stawiających opór malała. Część postanowiła skorzystać z amnestii, która tylko wstępnie brzmiała jak prawo łaski, zaś w rzeczywistości kończyła się aresztem, torturami, sfałszowanym procesem bądź innymi represjami. Wielu zginęło w obławach bądź zostało wydanych.

Ostatni okres działalności antykomunistycznego podziemia to lata 1951-1956. Wówczas na terenie kraju operowały jeszcze kilkuosobowe oddziały zbrojne, jednak były one pozbawione wyższego dowództwa i skazane na walkę o przetrwanie. Symboliczny koniec dziejów podziemia niepodległościowego stanowi śmierć Józefa Franczaka ps. „Laluś”, ostatniego partyzanta. Zginął on z bronią w ręku w walce z funkcjonariuszami UB i ZOMO 21 października 1963 roku.

Przywrócić pamięć

Poza fizycznym unicestwieniem żołnierzy podziemia, władze komunistyczne postawiły sobie za cel, aby całkowicie wymazać ich działalność z kart historii. Przez lata nazywani „bandytami”, „zaplutymi karłami reakcji”, „faszystami”, mieli zostać zapomniani przez kolejne pokolenia. Dopiero po roku 1989 prawda o żołnierzach antykomunistycznego powstania zaczęła przebijać się do opinii publicznej.

Aby w pełni docenić heroizm Wyklętych należy zrozumieć położenie, w jakim znaleźli się po opanowaniu kraju przez Sowietów, a którą po krótce starałem się przedstawić. Oczywiście, wśród działań polskiego podziemia nie brak kontrowersji, jednakże zważając na ich znikomą ilość oraz zwracając uwagę na beznadziejną sytuację, jakiej czoła stawić musieli partyzanci, nie należy negować ich zasług w walce o wolną Polskę.

Losy żołnierzy podziemia niepodległościowego opiewają w wiele pięknych świadectw patriotyzmu, oddania i honoru. Mimo niezwykle trudnego, tragicznego wręcz położenia, część żołnierzy postanowiła pozostać bądź wrócić do konspiracji. W powojennych losach tych żołnierzy, nazywanych „Wyklętymi” bądź „Niezłomnymi” nie brakuje brawurowych akcji, krwawych potyczek i ogromnego poświęcenia. Nie ulega wątpliwości, że Wyklęci zasługują na pamięć i szacunek, a naszym zadaniem, jako tych, którzy żyją w Niepodległej, jest to, aby na stałe przywrócić dobre imię tych, którzy za jej sprawę przelewali krew.

czytelnik – J. Buniowski

1 komentarz do “Na warcie aż do śmierci. Wspomnienie o żołnierzach antykomunistycznego podziemia”

Możliwość komentowania została wyłączona.