6 maja 1945 roku pod Kuryłówką rozegrała się jedna z największych zwycięskich bitew polskiego podziemia antykomunistycznego.
Na dwa dni przed kapitulacją nazistowskich Niemiec, partyzanci NOW pod dowództwem mjr Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana” walczyli na śmierć i życie z Sowietami, których postrzegali za nowego okupanta. Bój pod Kuryłówką uznać można za niemy krzyk polskich żołnierzy, bezkompromisowo podchodzących do sprawy niepodległości swojej Ojczyzny. Pamięć o tej bitwie, jak i o walczących w niej „Żołnierzach Wyklętych” na zawsze miała zostać wymazana z kart historii.
Geneza
Po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie w 1944 r. sytuacja żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego mocno się skomplikowała. Związek Radziecki jako jeden z aliantów walczących przeciwko III Rzeszy teoretycznie był „sojusznikiem” sprawy polskiej. Konsekwencją takiego stanu rzeczy było ujawnianie się żołnierzy Armii Krajowej. Akcja „Burza” w ramach której to następowało, stała się okazją do penetracji środowisk konspiracyjnych. Odmienne stanowisko w stosunku do Związku Radzieckiego zajęło podziemie narodowe, które w okręgu rzeszowskim działało pod szyldem Narodowej Organizacji Wojskowej. Władze NOW szybko reagowały na postępującą sytuację, nakazując zwiększenie ostrożności i pogłębienie konspiracji.
Okręg rzeszowski NOW był jednym z najsilniejszych na ziemiach polskich. Od roku 1945 wyróżniały się oddziały leśne podlegające pod dowództwo mjr Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”. Należały do nich oddziały: Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, Stanisława Pelczara „Majki”, Bronisława Gliniaka „Radwana”, Franciszka Kozuba „Lisa”, Tadeusza Gajdy „Tarzana”, Stanisława Orłowskiego „Weuwarta”.
Zobacz też: O co walczyli Wyklęci? Tu dowiesz się więcej
3 maja w lesie koło Ożanny, niedaleko Kuryłówki odbyła się koncentracja oddziałów leśnych NOW. Polową Mszę św. w intencji Ojczyzny odprawił o. Bartłomiej Głowacki z Leżajska. Na uroczystość licznie przybyła ludność cywilna z okolicznych wiosek. Po mszy świętej przemawiali szef sztabu mjr. Józef Baran „Lucjan” oraz oficer polityczny Tadeusz Kaczurba „Tatar”, którzy odebrali przysięgę od nowoprzyjętych żołnierzy. Wśród składających przysięgę znaleźli się byli żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, którzy zdezerterowali ze służby i postanowili dołączyć do partyzantów. W ślad na nimi ruszyły oddziały NKWD.
Ku bitwie
Za pościg odpowiedzialne były oddziały wojsk pogranicznych NKWD, dowodzone przez płk Starycyna. To właśnie z enkawudzistami z tej jednostki starli się pod Kuryłówką partyzanci „Ojca Jana”. Do pierwszej potyczki doszło już 5 maja, gdy w Kuryłówce niepodziewanie pojawiły się dwie sowieckie tankietki. Zostały one ostrzelane i zmuszone do odwrotu w stronę Sanu, którym przeprawiły się na drugi brzeg rzeki. Spodziewając się ataku sowieckiego na drugi dzień, „Ojciec Jan” na naradzie z oficerem politycznym oraz dowódcami oddziałów leśnych: „Wołyniakiem”, „Radwanem” „Majką” i „Lisem” określi plan działania. Ustalono warty, patrole i pasy działania poszczególnych oddziałów. 6 maja o godz. 5:30 rano Sowieci zaatakowali.
Jako pierwszy atak NKWD przyjął oddział „Radwana”, który ulokowany był od strony sąsiedniej wsi Kulno. Po ponad godzinnej wymianie ognia udało się zmusić oddziały Armii Czerwonej do wycofania się. Po śniadaniu i wytyczeniu zadań oddziały „Wołyniaka”, „Radwana” i „Majki” przystąpiły do ataku. Tym razem również żołnierze NKWD musieli się wycofać, lecz wkrótce nawiązała się długa i otwarta walka. Wreszcie z prawej flanki od strony Ożanny sowietów zaatakował najliczniejszy i posiadający najwięcej broni maszynowej oddział „Wołyniaka”. Enkawudzistów wzięto w kleszcze, tak aby nie mogli wycofać się za San.
Walka mająca charakter regularnej bitwy trwała ponad 8 godzin. Wydaje się, że siły obu stron były wyrównane. Po stronie polskiej w bitwie brało udział w sumie ok. 170-200 żołnierzy. Zdecydowaną przewagę uzyskali – dobrze przygotowani do odparcia ataku i lepiej znający teren – partyzanci z oddziałów leśnych NOW.
Szczególną rolę w bitwie odegrał oddział kpt. Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, jak i sam jego dowódca. O postawie swojego dowódcy tak po latach wspominał jeden z uczestników bitwy – Aleksander Pityński „Kula”:
Tyraliera ruskich zaczęła rzednąć, co drugi, trzeci padał i okopywał się. W odległości jednego kilometra od naszych pozycji zatrzymali się. Trzy postacie oderwały się od linii, dwóch z nich założyło hełmy na pepesze, podnieśli ręce do góry i szli w naszym kierunku krzycząc: „Komandir! Komandir!” „Wołyniak” podjechał na Siwym do mojego stanowiska, zeskoczył z konia, kiwnął na mnie: „Kula! – za mną, ubezpieczaj!” – przeskoczył okop i ruszył szybkim krokiem w kierunku trzech ruskich. Wyskoczyłem z okopu, odbezpieczyłem Diegtiariewa i ruszyłem za nim. „Trzymaj dystans, jak tylko coś… to wal!” – rzucił za siebie „Wołyniak”. Zatrzymałem się na dwieście, może, kroków od ich spotkania. Ruski w stopniu majora zasalutował, „Wołyniak” mu odpowiedział, ubezpieczenie ruskiego majora trzymało też dystans, hełmy założyli na głowy, pepesze zawieszone na ramieniu niedbale kiwały się w naszą stronę. Rozmowa szła po rusku, wywnioskowałem, że major próbuje przekonać Józka „Wołyniaka” o poddaniu się. W pewnym momencie ruski wrzasnął: „Paczemu wy naszych sołdatow ubijatie”. „Paczemu wy polskich partizanow strelajetie!” – „Wołyniak” krzyknął mu w twarz. „Pajdiosz!” – ruski major złapał „Wołyniaka” za klapę płaszcza, drugą ręką za nagan i szarpnął do siebie. W ręku „Wołyniaka” błysnął vis, huknęły dwa strzały, „Wołyniak” i ruski major runęli na ziemię, krótką serią z Diegtiariewa ściągnąłem dwóch pozostałych, sam dostałem z pepeszy po karku, przestrzelił mi lornetkę i latarkę zawieszoną na piersi. W pierwszym momencie myślałem, że rąbnęli się nawzajem. „Padnij!” – krzyknął „Wołyniak” po mojej serii. „Wołyniak” zerwał z ruskiego majora mapnik, i czołgając się do pierwszej linii krzyknął: „Nie strzelać! Podpuście ich bliżej!” Ruscy ruszyli – cała tyraliera szła i biła do nas. Pod ich obstrzałem wpadliśmy na pierwszą linię. Od Leżajska, Łazowa, Tarnawca już grały kaemy. Do nas podeszli na 300 do 400 metrów. „Ognia!” – poszła komenda po linii, seriami broni maszynowej przygwoździliśmy ich do ziemi. Cała wieś drżała jazgotem strzałów i wybuchów. Ruscy parli do przodu chcąc przebić się do wsi, moździerze zaczęły bić w Kuryłówkę, wieś płonęła, padł rozkaz wycofania się na drugą linię, bliżej wsi. Sprawnie poszło, za chwile na nasze poprzednie stanowiska biły już moździerze […] kocioł, zrobiło się gorąco, za plecami płonęła wieś, pękały granaty, przed nami seria broni maszynowej i ryk ruskich idących do ataku. „Bagnet na broń!” – poleciało po okopach. „Ura! Ura!” – usłyszałem przez jazgot strzałów. „Przygotować granaty, przygotować się do kontrataku”, słyszę z tyłu krzyk „Wołyniaka” galopującego wzdłuż naszej linii na swoim rybiookim siwku
Źródło: A. Pityński “Kula”,Pod Kuryłówką jeńców nie brano, „Nowy Dziennik”, 10, 11 czerwca, Nowy Jork 1986.
„Jeńców pod Kuryłówką nie brano”
Bitwa zakończyła się około godz. 15. Oddziały NKWD wycofały się z okolic Kuryłówki, zaś polskie formacje na rozkaz „Ojca Jana” przemieściły się w bezpieczne rejony. Oddział „Majki” wycofał się za San, oddział „Wołyniaka” przeniósł się do lasów koło Grodziska Dolnego, zaś oddział „Radwana” wycofał się w rejon Jarosławia. W obawie przed represjami wieś opuścili także mieszkańcy. Tak ostatni etap bitwy wspominał, cytowany wcześniej Aleksander Pityński „Kula”:
Seriami z broni maszynowej przeczesaliśmy ich dobrze, ręczne granaty zaczęły wybuchać na naszej linii, ruscy parli do przodu, byli już za blisko. Jeżeli przebiją się do wsi, to koniec. Zielona rakieta prysnęła w górę gdzieś tam na tyłach ruskich zza lasu od Dąbrowicy Małej. Atak! „Hura! Hura!” – poszło po wszystkich liniach otaczających Kuryłówkę, jak gdyby ta mała płonąca wioska rzuciła się do rozpaczliwego kontrataku. Kilkadziesiąt koni śmignęło nad okopem i szło szarżą jak wicher w kierunku Sanu, odcinając ruskim drogę do rzeki. Wyskoczyliśmy z okopów, bezładnie pędząc przed siebie, bijąc z rkm-ów, wśród wybuchów granatów, świstu kul parliśmy do przodu. Na lewo od nas, równo jak na paradzie, szła do ataku podchorążówka z Laszek. Rozbici w tyralierę, z bagnetami na karabinach młodzi polscy chłopcy już ruskich frontowców na bagnety. Atak ruskich załamał się i wtedy na ich tyłach, od Kulna, Łazowa, Ożanny, Tarnawca wybuchły granaty, zagrały erkaemy Radwana, Majki, Mewy. Ich oddziały uderzyły w tył ruskiej tyraliery. Zaskoczenie było kompletne, ruscy wpadli w panikę, wzięci w dwa ognie, kocioł w kotle, próbowali uciekać, […], jak się strzela do uciekających? […] jak do kaczek […] część z nich próbowała się przebić. Seria z rkm-u ścieła mnie z nóg, padłem w gliniastą bruzdę, postrzału nie czułem wcale, dopiero leżąc na rozbryzganym błocie, poczułem ciepły, piekący ból nogi, krew waliła przez przestrzeloną na wylot cholewę buta. Cały płaszcz poniżej kolan postrzelany jak sito. Ostrożnie podniosłem głowę. „Hura! Hura!” serie, wybuchy, krzyk, pisk, to nasi chłopcy roznosili już Czerwoną Armię na bagnetach – jeńców pod Kuryłówką nie brano
Źródło: A. Pityński “Kula”, Pod Kuryłówką…
Żołnierzom dowodzonym przez „Ojca Jana” udało się odeprzeć ataki Sowietów i bezpiecznie opuścić miejsce bitwy. Stosunkowo duże straty poniosły oddziały NKWD. Źródła szacują je na 57-70 poległych. Straty strony polskiej były zdecydowanie mniejsze. Zginęło 5 partyzantów NOW, a 7 lub 8 zostało rannych.
8 maja Sowieci wrócili do Kuryłówki, aby pomścić klęskę. W ramach akcji wyłapywania „bandytów z AK” spalili wieś. Zniszczeniu uległo około 200 zabudowań, a śmierć poniosło 8 mieszkańców narodowości polskiej. W odbudowie gospodarstw pomagali partyzanci z oddziału „Wołyniaka”.
Bitwa pod Kuryłówką była jedną z największych a zarazem zwycięskich bitew podziemia niepodległościowego z wojskami sowieckimi na ziemiach polskich. Poza dobitnym okazaniem sprzeciwu wobec postępującej sowietyzacji, jej znaczenie ma także wymiar symboliczny w znacznie szerszym kontekście. Bitwa miała miejsce dwa dni przed kapitulacją III Rzeszy. Zatem gdy świat oczekiwał na pomyślne zakończenie II wojny światowej, polskie podziemie kontynuowało działania zbrojne, tym razem skierowane przeciwko władzy narzuconej z Moskwy.
Czytelnik – J.Buniowski