Święta Bożego Narodzenia to szczególny czas. Okres ten spędzamy w gronie rodzinnym, według tradycyjnych zwyczajów. Te niekiedy różnią się od siebie w zależności od regionu, z którego pochodzimy.
O tym jak Polacy obchodzą Boże Narodzenie na Wileńszczyźnie i czy współcześnie święta na Litwie różnią się od tych w Polsce, nasza redakcja rozmawiała z Panią Renatą Cytacką, radną Wilna i byłą wiceminister litewskiego rządu.
- Jak Polacy obchodzą okres Bożego Narodzenia na Wileńszczyźnie?
Zgodnie z tradycją, kolacja wigilijna na Litwie, podobnie jak i w Polsce, była zawsze postna i skromna. Wieczerzę wigilijną rozpoczynano wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na niebie. Zbierano się wówczas przy stole (stół przykryty białym, lnianym obrusem a pod nim – siano w dużych ilościach) i składano życzenia, łamiąc się opłatkiem. Coraz częściej jednak na litewskich stołach pojawiają się nowości, takie jak krewetki, łosoś, ryby egzotyczne i sushi, a liczba potraw przekracza 12. Jednakże w moim rodzinnym domu zawsze były postne potrawy, to znaczy w przyrządzaniu potraw wigilijnych nie było masła, mleka, a nawet jajka. Na straży tradycji stała babcia, a teraz mama.
Na kilka tygodni przed Wigilią trwały przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Trzeba było dokładnie posprzątać i udekorować domy. Na pewno przed kolacja wigilijną, gospodarz, czyli mój tato przynosił sianko na stół wigilijny. Po wieczerzy pozostałym siankiem karmiono zwierzęta. Wigilia – od rana – była dniem wróżb i przesądów. Czekano, kto pierwszy przyjdzie z sąsiedzką wizytą. Jeśli była to kobieta, nadchodzący rok miał być nieudany. Dzieci wiedziały, że jeśli zostaną skarcone, to aż do następnej Wigilii będzie się to bardzo często powtarzało. Podobnie unikano kłótni, gdyż wróżyło to niezgodę panującą w rodzinie przez cały nadchodzący rok. W tym dniu starano się niczego nie pożyczać, bo miałoby to skutkować niedostatkiem w domu i niepowodzeniem w gospodarowaniu.
- Jak wygląda wigilia Wilniuków? Co pojawia się na wigilijnym stole?
Pierwsze i centralne miejsce miał poświęcony opłatek. Następnie na stół trafiał karp w różnych postaciach. Tato potrafił z głowy karpia wydobyć, z ości, wszystkie atrybuty Męki Pańskiej: gwoździe, młotek. Teraz sama tego nie powtórzę. Śledzie w różnych odsłonach. Obowiązkowo pieczono w piecu śliżyki, takie malutkie ciasteczka z ciasta drożdżowego z dodatkiem maku, do tego szykowało się mleczko makowe, u nas nazywane ,,syta”. Zmieniony mak z dodatkiem miodu, miód jako symbol zdrowia, natomiast mak – dostatku.
W niektórych domach najważniejszą potrawą jest kutia (kucia), czyli ziarna pszenicy, kasza jęczmienna z makiem i miodem, a czasem dodawano także i bakalie. W moim nie było, ale kasza pęczak już tak. Po wieczerzy jej resztę dawano kurom, by dobrze się niosły.
Na świąteczną kolację przyrządzano rybną zupę z dodatkiem grzybów suszonych.
Bardzo popularną potrawą był również kisiel z owsianej mąki, tzw. biały kisiel. W dzieciństwie nie lubiłam go bardzo. Ale tradycja nakazywała, że trzeba było spróbować każdej potrawy. Oczywiście gotowany był też kisiel z żurawiny.
- Ma Pani swoją ulubioną potrawę?
Moją ulubioną potrawa, to chyba karp oraz uszka. Tylko, że w moim domu tzw. uszka to są pierożki z ciasta drożdżowego smażone na oleju z nadzieniem na słono z suszonych grzybów z przesmażoną cebulką oraz na słodko z mielonym makiem, cukrem oraz cukrem waniliowym oraz uszka z jabłkami z dodatkiem cynamonu.
- O czym rozmawia się przy wigilijnym stole?
W moim domu zazwyczaj przed wieczerzą była modlitwa, na kolanach wszyscy domownicy przy stole modlili się. Modlitwę prowadziła babcia. Po modlitwie łamanie się opłatkiem i składanie życzeń. Następnie kolacja, która trwała długo. Rozmawiało się o Świętach, o mijającym roku, o ważnych wydarzeniach. Wspominano krewnych, którzy odeszli, zresztą w modlitwie też modliliśmy się za ich dusze.
Oczywiście, jak już wspominałam dużo było różnych wróżb. Wyciągało się sianko, jak zbierały się panny, to kładło się śliżyka, której dziewczyny pierwszej zjadał pies – ta pierwsza miała wyjść za mąż. Czasami wróżby były bardzo przydatne. Biegło się po drzewa na opał i należało barć od razu kilka, następnie się liczyło i jeżeli parzysta – to tej osobie wróżyło się znalezienie drugiej połówki.
- Litewskie zwyczaje różnią się od polskich?
Wydaje się, że nie ma radykalnych różnic. Ponieważ mój mąż pochodzi z Wrocławia i często gościliśmy na Wigilię u teściów. Różnica jest na przykład taka, że teściowa gotuje nie zupę rybną a barszczyk z uszkami z grzybów suszonych, robi pyszne placuszki malutkie ze śledziem. Nie ma tylko tyle wróżb co na wsi. A wszystko inne odbywa się podobnie.
- W Polsce święta Bożego Narodzenia przybierają coraz bardziej komercyjny charakter. Czy na Litwie również można to zaobserwować?
Co do tradycji jestem bardzo konserwatywna. Jestem przeciw też komercjalizacji. Jeszcze Wszystkich Świętych nie minęło, a już bożonarodzeniowe artykuły się pojawiają. Jednak to dlatego, że człowiek zamiast Pana Boga zaczyna czcić pieniądz. Kiedyś czekano na Święta, ta magia wyczekiwania. Wszystko co lepsze zostawiało się na święta. Teraz mamy problem, co tu przyrządzić wyjątkowego, by było bardzo świątecznie i uroczyście.
Dzięki tradycji przetrwaliśmy, to ona nas trzyma jako jeden naród, niezależnie kto i gdzie jaką nam pisze historię.
Jakiś czas temu byliśmy z rodziną w Rydze. Poszliśmy na polską Mszę Świętą. Po Mszy zaczepiłam starsze panie. Powiedziały, że niestety już rozmawiać po polsku nie potrafią. Umieją tylko się modlić. Zapewne tradycje polskie wigilijne też u nich przetrwały.
- Jak bardzo obecna sytuacja epidemiczna wpłynie na organizację świąt? Czego Pani najbardziej będzie brakować?
Bardzo negatywnie, jak i na każdego. Nie spotkałam jeszcze człowieka, który z ograniczeń by się cieszył. To wbrew ludzkości, brew podstawowemu sensowi istnienia ludzkiego. A co do Świąt, toż po to my przy wigilijnym stole stawiamy jedną wolną zastawę, aby gościa zbłąkanego poczęstować. A teraz mamy być zamknięci na siedem spustów.
Kiedyś, jak byłam mała, to jeździliśmy do dziadków do Podzitwy, teraz to już na Białorusi. Ponieważ naszą parafię ejszyską po wojnie rozdzielono. Za sowieta żadnych granic nie było, to się jeździło. Teraz niestety dziadkowie odeszli do Pana. Pojechać też zresztą nie można by było. Chociaż od domu rodzinnego do dziadków mieliśmy 3 km. To teraz musiałabym przejechać 150 km przez punkt graniczny.
Ostatnio jeździliśmy do teściów na święta. Teraz też tego nie uczynimy. Nawet do mamy, zgodnie obowiązującym prawem nie będę mogła pojechać.
Święta rodzinne, które nam zawsze niosły pojednanie, i najważniejsze nadzieję, podczas Narodzenia Pańskiego – nam gdzieś uciekają. To jest okropne i umysłem nie pojęte. Nikt nie bada o ile osób więcej teraz umiera na inne schorzenia z powodu wprowadzanych ograniczeń. Może nawet więcej niż ten cały covid.
Mimo wszystko, pragnę naszym Rodakom w Macierzy życzyć zdrowych, pogodnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech Dobry Bóg nas wszystkich strzeże i pozwala zdrowo myśleć! Niech nam wszystkim błogosławi i strzeże w Nowym 2021 Roku! Do Siego Roku!
Dziękujemy za rozmowę